poniedziałek, 14 grudnia 2009

Przygodę czas zacząć

Nadszedł czas na podsumowanie pierwszego dnia mojej przygody z optymalizacją mojego życia. Cóż, rzeczy, które zaplanowałam do wykonania na dzisiaj - zostały wykonane. Nie udało mi się jednak trzymać kurczowo ustalonych godzin dla poszczególnych zadań. W zasadzie nie jest to tragedia, bo wydaje mi się, że istotniejsza jest jakość ich wykonania, niż konkretny czas na to przeznaczony. Zauważyłam, że w momencie, kiedy ustalę sobie porządek dnia i wiem, co mam robić, potrafię zebrać się w sobie i bardziej efektywnie działać.
Jednym z moich postanowień a'propos planowania dnia jest codzienne wstawanie o godz. 7:00. Przyznam szczerze, że dzisiaj miałam z tym spory problem. Co prawda obudziłam się punktualnie, ale miałam wielką ochotę wyłączyć budzik i powrócić do krainy snów. Jednak nie zrobiłam tego, z czego bardzo się cieszę. Poleżałam troszkę dłużej, ale nie zasnęłam :) Dzięki temu miałam dłuższy dzień i mogłam zrobić więcej rzeczy. Dodatkowym plusem wczesnej pobudki jest to, że nie czułam się przybita i nieprzytomna. Nie miałam też wyrzutów sumienia, że marnuję poranek. Mam nadzieję, że utrzymam ten stan i będę codziennie wcześnie wstawać niezależnie od dnia tygodnia. 
Jestem w trakcie lektury "Obudź w sobie olbrzyma". Zainspirowana przez Robbinsa chcę zrobić sobie 10-dniową "dietę umysłową ". Z pozoru wydaje się to banalne zadanie. Miałam ją rozpocząć w piątek... nie wyszło, bo na koniec dnia się zdenerwowałam... w sobotę - rano scysja z Ukochanym... w niedzielę w zasadzie nie przypominam sobie jakiegoś bezproduktywnego negatywnego stanu. Jednak i tak muszę zacząć dietę od początku, bo dzisiaj nie potrafiłam zapanować nad swoimi nerwami. Od zawsze mam coś takiego, że jak ktoś (nieświadomie) zaburza mój plan, coś się zaczyna we mnie gotować i nie potrafię zapanować nad tym. Nie wydarzyło się w zasadzie nic szczególnego... Miałam po prostu iść na prośbę Mamy do sklepu. W kilka sekund w mojej głowie pojawiły się kotłujące się myśli: "mróz na dworze, muszę się ubrać, miałam czytać artykuły, siedzieć sobie w ciepłym domku i mieć święty spokój, a nie latać za jakimiś głowicami do kranu..." Ech, no i takie napięcie troszkę trwało. Ważne jest to, że zaczynam zauważać, że niekoniecznie taka reakcja jest odpowiednia. Myślę, że jak włożę w to trochę wysiłku, to zmienię destrukcyjne zachowania. W tym wypadku wystarczyło chyba tylko spojrzeć na sprawę pod innych kątem: "przejdę się na spacer dla zdrowia" i moja reakcja i stan emocjonalny byłyby automatycznie inne. Tak więc swoją "dietę umysłową" rozpoczynam od jutra! 
Kolejną refleksją z dzisiejszego dnia jest fakt, że muszę zapanować nad tzw. złodziejami czasu czy też rozpraszaczami. Nie mogę pobłażać samej sobie, w momencie, kiedy mam do wykonania jakieś zadanie, a ja wolę przesuwać to w czasie, żeby pooglądać TV, pogadać na gadu - gadu. Muszę jasno określić swoje zasady: najpierw obowiązki, chociaż to strasznie brzmi... To może najpierw rzeczy istotne, które wpływają na mój rozwój i osiągnięcie celów, a potem przyjemności. Obawiam się, że wyznaczenie konkretnego czasu i godziny, o której korzystam chociażby z komunikatora, może nie do końca wypalić. Będę musiała obmyślić inne rozwiązanie dla tej kwestii. 
Reasumując, za dzisiejszy dzień dałabym sobie ocenę dobrą, bo pomimo wykonania 100% zaplanowanych zadań, czuję pewien niedosyt i uważam, że mogę jeszcze więcej dawać z siebie, tak żeby wszystko, co robię było spójne i pełne pasji i zapału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do dzielenia się uwagami!