środa, 27 stycznia 2010

Bo warto być wdzięcznym

W ferworze zajęć i obowiązków często nie ma czasu na chwilę zadumy i refleksji. Myślę jednak, że czasami warto na chociaż 5 minut sprawić sobie urlop od codzienności i najzwyczajniej w świecie pomyśleć o tym, co sprawia, że czujemy się po prostu szczęśliwi.
Co wywołuje w nas pozytywne uczucia i pozwala mimo przeciwności i wiatrów podążać dalej i nie poddawać się? Dla każdego może być to zupełnie coś innego...

Co sprawia, że JA jestem szczęśliwa i wdzięczna?
Kochająca Rodzina i wspaniały Michał u mego boku. To, że w takie mrozy, jak teraz panują mogę wrócić do ciepłego domu i wypić gorącą herbatę z sokiem malinowym (pychota). A jak wracam do tego domu, to zawsze wita mnie moje Merdające Łaciate Szczęście :) Fakt, że jestem zdrowa i nic mnie nie ogranicza też sprawia, że jestem szczęśliwa. Wsparcie ze strony Najbliższych daje mi poczucie siły i radości zarazem. Moje marzenia i cele też wywołują we mnie pozytywne emocje, bo wiem, że nie błądzę w tym świecie, tylko wiem, czego chcę i do czego dążę. Jestem wdzięczna za to, że moi Rodzice wychowali mnie na dobrego człowieka, że umożliwili mi rozwój i zdobycie wykształcenia. Ta lista mogłaby być naprawdę bardzo długa... Z bardziej przyziemnych rzeczy cieszy mnie po prostu to, że mogę sobie teraz bez ograniczeń klikać w klawiaturę, poszukiwać informacji w Internecie, albo chwycić za telefon i zadzwonić do kogoś. Tak, technika zdecydowanie ułatwia życie :)

 Warto wzbudzić w sobie wdzięczność za wszystkie pozytywne rzeczy, które nas w życiu spotykają i za ludzi, którzy są obok nas. Przede wszystkim lepiej skupiać się na pozytywnych aspektach naszego życia, niż na tych negatywnych. Więcej korzyści można odnieść z uśmiechem na twarzy i optymistycznym nastawieniem, aniżeli z postawą: "nie uda mi się, wszystko jest beznadziejne".
Reasumując, cieszcie się z najmniejszych rzeczy i dostrzegajcie tylko dobre strony wszystkiego :)

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Podsumowanie tygodnia 18 - 24 styczeń 2010r.

Nie było mnie tu cały tydzień. Skupiałam się głównie na przeglądaniu ofert i wysyłaniu aplikacji. Jak przejdą te okrutne mrozy, to zapewne wyruszę również w teren, bo stwierdziłam, że trzeba szukać różnych dróg do celu :) Poza tym oczywiście uczyłam się do czwartkowego testu, dla którego odłożyłam nawet naukę mojego ukochanego hiszpańskiego... W każdym razie mogę szczerze powiedzieć, że test był bardziej pogmatwany niż moja obecna sytuacja :) Ale tak to chyba wygląda, jeśli chodzi o konkursy na urzędnicze stanowiska, na które startuje mnóstwo osób (test pisany w kilku turach). To już za mną, a jakie będą wyniki, to się okaże wkrótce.
Miniony tydzień obfitował też w spotkania z najbliższymi. Najpierw Dzień Babci, przepyszna szarlotka (jak byłam mała, to byłam przekonana, że tylko moja Babcia piecze szarlotkę, naiwne dziecko...) i nieopisana radość Babci z prezentu, jaki Jej sprawiłam. Dla takich chwil warto żyć, bo uśmiech Babuna, to rzecz bezcenna. A po Dniu Babci urodziny mojej Cioci i spotkanie z Rodzinką, na którym poczułam, że naprawdę mam wsparcie z ich strony. To ważne, żeby czuć, że można liczyć na pomoc i dobre słowo najbliższych. Czasami jeden mały gest potrafi podnieść człowieka na duchu i pozwala uwierzyć, że najlepsze wciąż przed nami.
Żałuję tylko, że mniej czasu w tym tygodniu poświęciłam hiszpańskiemu, ale nadrobię to w tym tygodniu. Wczoraj zdobyłam w Empiku świetną gazetę (wiedziałam, że taka jest, ale nie mogłam jej zdobyć nigdzie) dla uczących się hiszpańskiego. Będę miała, co czytać :) Dodatkowo jeszcze w telefonie ustawiłam sobie menu po hiszpańsku. Jestem szalona, wiem :D
Tak sobie pomyślałam, że tak szybko, jak ten tydzień mogłaby minąć zima, bo zdecydowanie jestem ciepłolubną istotą.

niedziela, 17 stycznia 2010

Podsumowanie tygodnia 11 - 17 styczeń 2010r.

Tydzień minął szybko, a tuż przed weekendem skończył się burzliwie. Wiadomo, z jakiego powodu :] To zmusiło mnie do przemyślenia kilku kwestii i zastanowienia się nad tym, co dalej? Jak pisałam w komentarzu do piątkowego postu, lekcją, którą wyniosłam z tego wszystkiego, było to, żeby nie trzymać się kurczowo jednego rozwiązania. Przyznaję, że "uczepiłam" się tej pseudogwarancji stażu i w pewnym sensie odpuściłam sobie szukanie pracy (oprócz złożenia dokumentów w jedno z miejsc, gdzie w najbliższym czasie czeka mnie test:)). Może wynikało to też ze zmęczenia psychicznego rozmowami, z których nic nie wychodziło. Miałam po prostu dość. To chyba żadna zbrodnia...
 
Jednak ostatnia wizyta w urzędzie dała mi potężnego kopa. Można powiedzieć, że postawiła mnie do pionu. Zdałam sobie sprawę, że jak nie ruszę tyłka (przepraszam za dosadność) i nie zacznę walczyć o swoje, to ludzie będą mnie odsyłali z kwitkiem ZAWSZE. A tego przecież nie chcę. Tak więc od tego tygodnia zmieniam strategię. Po pierwsze przeredaguję swoje CV, tak żeby przyciągało uwagę potencjalnego pracodawcy. Po drugie wracam do intensywnego przeglądania ofert pracy i wysyłania aplikacji. Po trzecie w ramach alternatywy próbuję walczyć o staż, każdym z możliwych sposobów (poza użyciem siły :P). No i oczywiście bardzo dobrze przygotuję się do testu, żeby przejść pierwszy etap rekrutacji. 

A w ramach tradycyjnego podsumowania tygodnia, to kwestia ćwiczeń i nauki języka wciąż na tym samym poziomie, co niesamowicie mnie cieszy. Fakt, że potrafię się zmobilizować i dążyć do osiągnięcia swoich celów, motywuje mnie jeszcze bardziej i utwierdza w przekonaniu, że jeśli tylko chcę, to potrafię.

Wartościowo z zasadami

Na świecie wszystko odbywa się wg konkretnie określonych zasad. Poszczególne państwa posiadają swoje konstytucje, czy też inne akty prawne, które regulują ich funkcjonowanie. Podobnie człowiek dla zachowania spójności i poczucia kontroli nad swoim życiem powinien starać się żyć w zgodzie z wartościami, które ceni najbardziej. Zastanowienie się nad tymi, które są dla nas w życiu najważniejsze jest niezłą zabawą. Możemy wtedy lepiej poznać siebie i łatwiej poradzimy sobie w różnych sytuacjach życiowych. Coś, co jest dla nas wartościowe chcemy mieć przy sobie. Tak więc posiadając odpowiedni zbiór wartości będziemy chcieli postępować w zgodzie z nimi. Z biegiem czasu mogą one ulegać pewnym modyfikacjom, bo człowiek przecież cały czas się zmienia, ale myślę, że warto stworzyć sobie taki "kręgosłup" postępowania.Chociaż wcale nie jest łatwo przestrzegać go w 100%. Ja też czasami zapominam, jak wielką wartość stanowi życie zgodne z własnymi zasadami.

Jakieś dwa lata temu na podstawie różnych książek, cytatów i innych inspiracji, stworzyłam swój osobisty zbiór 10 zasad:

1. Pamiętaj, że wszystko tworzy się dwa razy. Najpierw w umyśle, a potem fizycznie.
2. Każdego dnia rozpalaj wewnętrzny ogień i nigdy nie trać z oczu punktu na celowniku.
3. Nie pozwól, żeby strach był Twoim doradcą.
4. Traktuj innych tak, jak sam chcesz być traktowany.
5. Stań się wyspą doskonałości w morzu przeciętności.
6. Pamiętaj, że to co najważniejsze nie może być na łasce tego, co mniej ważne.
7. Składaj obietnice i dotrzymuj ich.
8. Pamiętaj, że toczący się kamień nabiera rozpędu.
9. Nie patrz na życie jak krowa na przejeżdżający pociąg.
10. Każdego dnia bądź wdzięczny za swoje życie.

Odkrywanie tego, co jest dla nas najważniejsze, to naprawdę niezła frajda :) Polecam.

piątek, 15 stycznia 2010

Mam prorocze sny

I wcale się z tego nie cieszę. Jestem dzisiaj w najgorszym z możliwych nastrojów. Miałam dzisiaj obowiązkową wizytę w PUP. Ostatnim razem powiedziano mi, że NA PEWNO dostanę już propozycję stażu. Cieszyłam się, że w końcu jakieś światełko w tunelu. Że może warto zacząć od stażu, a potem to się już samo potoczy...

Wczoraj w nocy (ze środy na czwartek) śniło mi się, że byłam w urzędzie. Mówię, że miałam na dzisiaj termin i że miałam dostać staż. A urzędniczka: "Niestety, nie mamy dla pani stażu. Dopiero od czerwca...". Na co, ja w płacz...I się obudziłam, a oczy miałam wilgotne. Ale pomyślałam, że to tylko sen i w rzeczywistości będzie zupełnie inaczej. O ja naiwna!

Przyjeżdżam dzisiaj, stała procedura: dowodzik itd. I słowa: "Niestety nie mam dla pani stażu". Ja oczywiście od razu przypomniałam sobie sen i miałam już płacz na końcu nosa, ale trzymałam się dzielnie. Wymiękłam dopiero jak wyszłam z urzędu. Szłam i po prostu płakałam. Tak bezradna, to ja chyba jeszcze nigdy się nie czułam.

A  najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafiłam walczyć o swoje. Kolejna rzecz, nad którą muszę popracować, bo inaczej zginę na tym świecie.

Najbardziej przeraziło mnie to, że sen się spełnił. Szkoda tylko, że nie był to dobry sen. Zaczynam się bać samej siebie!

Dzisiaj mało optymistycznie i rozwojowo, ale nic na to nie poradzę, że mam podły nastrój.



czwartek, 14 stycznia 2010

Sygnał dobra

Jak miałam "naście" lat, to zaczytywałam się w książkach Małgorzaty Musierowicz o rodzinie Borejków i ich przyjaciołach. Wprost je uwielbiałam! Przypomniałam sobie teraz o tym, bo w pierwszej części "Jeżycjady", w "Kwiecie kalafiora" młodzi bohaterowie założyli grupę: Eksperymentalny Sygnał Dobra. Krótko mówiąc chodziło o przesyłanie uśmiechu przypadkowo spotkanym osobom i obserwowanie ich reakcji. Dość odważne przedsięwzięcie, ale jakże pozytywne.

Ja mam wrażenie, że mało kogo stać na odrobinkę życzliwości dla zupełnie obcej osoby. Wszyscy się gdzieś spieszą i niekoniecznie mają czas i ochotę na zwrócenie uwagi na przechodzącą obok osobę i zwyczajne, bezinteresowne przesłanie jej uśmiechu...Z drugiej strony być może boją się reakcji. Bo w końcu, kto przy zdrowych zmysłach idzie sobie ulicą z przyklejonym uśmiechem do twarzy? :) I to są właśnie takie ograniczające nas przekonania..."Bo co sobie o mnie pomyślą?". Potrafimy być życzliwi dla bliskich i znajomych nam ludzi, ale gorzej już z tym w stosunku do obcych osób. Choć przyznaję, że sama miewam czasem takie dni, że chętnie pozbyłabym się większości ludzi, których mijam na ulicy. Na szczęście zdarza się to rzadko :)

Myślę, że zdarzają się osoby, dla których taki malutki gest mógłby wiele znaczyć. Całkiem niedawno stałam na przystanku czekając na autobus. Pod wiatą stała kobieta z trójką dzieci (najstarsze mogło mieć z 5 latek, a najmłodsze może 2). No i dzieciaki, jak to takie maluchy, nie potrafiły stać w jednym miejscu. I to bardzo wkurzało ich mamę. Oj, bardzo! Przeklinała na nie, krzyczała...Jak jej przesłałam znaczące spojrzenie, to troszkę przystopowała. W każdym razie dzieci były przestraszone i było mi ich bardzo żal. Jak najstarszy chłopczyk zbliżył się do mnie, to tak zwyczajnie uśmiechnęłam się do niego :) I od razu się rozchmurzył. Jeden uśmiech, a dla niego chyba było to coś ważnego.

Jakby ludzie potrafili przesyłać malutki sygnał dobra innym, to świat byłby o wiele bardziej pozytywnym miejscem.
Może mały eksperyment?

środa, 13 stycznia 2010

Żyć żyjąc

Paulo Coelho to pisarz, którego cenię ponad wszystko za jego mądrość i głębię jego twórczości. Ostatnio trafiłam na jego krótki tekst, będący częścią książki: "Być jak płynąca rzeka". Pozwolę sobie go zacytować:

"Co śmiesznego jest w człowieku"

Jakiś pan spytał mojego przyjaciela Jaime Cohena:
- Proszę mi powiedzieć, co jest najśmieszniejsze w ludziach.
Cohen odpowiedział:
- Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie, by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze, by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej, i w ten sposób nie przeżywają teraźniejszości, ani przyszłości. Żyją, jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.*
 Ile w tym jest prawdy?

Według mnie bardzo dużo. I jak to przeczytałam, to doszłam do wniosku, że jeśli czegoś nie zmienię, to za kilkadziesiąt lat będzie można o mnie powiedzieć: "Ta, to całe życie myślała na odwrót!". A tego nie chcę :)

Jest wiele rzeczy, które muszę zmienić, żeby do tego nie dopuścić, ale myślę, że sobie z tym poradzę. Przede wszystkim muszę postępować w zgodzie z samą sobą i skupić się na "tu i teraz" , żeby cieszyć się najmniejszymi rzeczami. Przecież z tych małych radości może się zrodzić coś wielkiego :)
Tak więc będę żyła żyjąc :D


* P.Coelho, "Być jak płynąca rzeka", Świat Książki, W-wa 2008r, str. 240

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Podsumowanie tygodnia 4 - 10 styczeń 2010r.

Wraz z nowym rokiem ruszyło coś w kwestii pracy. Dostałam w tym tygodniu dwa zaproszenia na testy w miejsca, do których dokumenty składałam jeszcze przed świętami. Co będzie, to się okaże. Trzeba się będzie uczyć i tyle. Trzymanie kciuków przez Was też nie powinno zaszkodzić :)
Poza tym całkowicie wpadłam w rytm ćwiczeń. Dzień bez gimnastyki, to już dla mnie dzień stracony. Cieszę się z tego, bo najwyraźniej udało mi się wyrobić nawyk i ciało samo domaga się ruchu. Wolę poświęcić 30 min. na ćwiczenia i poprawienie kondycji niż na bezproduktywne siedzenie przed TV. Może na wiosnę wrócę nawet do biegania... Kwestia do przemyślenia :)
No i hiszpański. Skończyłam kolejną część MultiKursu, a następna czeka na instalację (dzisiaj). Nauka hiszpańskiego sprawia mi o wiele większą radość niż kiedyś angielskiego. Może dlatego, że robię to z własnej woli... A angielski niejako został narzucony przez system edukacji. Na co nie narzekam, bo bardzo się przydaje w niektórych sytuacjach. Jednak moją ambicją jest znajomość drugiego języka na takim samym poziomie jak angielskiego. Hiszpański "chodził" za mną odkąd pamiętam i nie jest nawet taki trudny do nauczenia się. Jedynie gramatykę ma równie zakręconą jak angielski, ale to jest do przeżycia.
Myślę, że jestem na dobrej drodze do zrealizowania swoich celów na 2010 r.
Jedyna rzecz, która mnie martwi, to ciągła zmiana nastrojów. Dlatego też w najbliższym czasie skupię większą uwagę na swoich emocjach, zapoznam się z technikami relaksacyjnymi i medytacją. Postaram się je stosować i może dzięki temu coś się zmieni w tej kwestii, bo jak widać z innymi rzeczami nie mam problemu od samego początku. Psychika człowieka, to jednak bardzo skomplikowana sprawa :)

czwartek, 7 stycznia 2010

Kobieta Drzewo i czary-mary

Czytam właśnie książkę o Feng Shui. W jednym z rozdziałów jest mowa o osobistych żywiołach odpowiednich dla roku urodzenia. Według tego moim żywiołem jest DRZEWO (rok 1985):

Cechy wrodzone: Kobieta Drzewo jest pełna dynamizmu i energii. Wciąż się odnawia: cechuje ją kreatywność i otwartość. Przestrzega reguł moralności, choć wciąż ulega nowym impulsom(...). Wierzy w siebie i potrafi dobrze prowadzić interesy. Kiedy jednak nie osiąga zadowalających rezultatów, zmienia plany.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Na przekór schematom

A kto powiedział, że wszystko musi być zgodne z obowiązującymi schematami? :) Pozostawiam do przemyślenia.

niedziela, 3 stycznia 2010

Podsumowanie tygodnia 28 grudzień 2009 - 3 styczeń 2010r.

To był kolejny pokręcony tydzień, w którym momentami ciężko było pracować nad poszczególnymi dziedzinami. Najpierw moje urodziny, potem sylwester i przygotowania z tym związane.  Mimo wszystko udało mi się zmobilizować do tego, żeby w miarę możliwości codziennie ćwiczyć. A dzięki temu, że w sylwestra nie zaszalałam za bardzo, na drugi dzień byłam pełna sił i mogłam pomachać trochę nogami i rękami. W rezultacie pod tym względem jest znacznie lepiej niż w zeszłym tygodniu.

piątek, 1 stycznia 2010

Plan na 2010 rok

Zgodnie z obietnicą popracowałam dzisiaj nad swoimi celami na 2010 rok i planem ich realizacji. Postanowiłam zrobić to w formie tabeli z następującymi danymi:
  • Cel
  • Gdzie jestem teraz?
  • Jak do tego dojdę?
  • Weryfikacja osiągnięcia celu
Myślę, że to jedno z lepszych narzędzi do pracy nad sobą w kierunku osiągnięcia zamierzonych celów. Podobnie jak planujemy podróż do jakiegoś miejsca. Musimy wiedzieć dokąd się wybieramy, następnie z jakiego konkretnego punktu wyruszamy i jaka trasa/droga nas tam zaprowadzi. Na samym końcu pozostaje weryfikacja tego, czy trafiliśmy dokładnie w to miejsce, do którego podróżowaliśmy. Proste, prawda? :)
Postanowiłam, że w tym roku nie będę sobie wyznaczała ogromnej ilości celów, tak żebym mogła skupić się na kilku, które w tym momencie są dla mnie najistotniejsze. Może dzięki temu dokładność planu przełoży się na sukces w jego realizacji. Poniżej przedstawiam tabelę ze swoimi celami i jestem pełna wiary w to, że uda mi się je wszystkie osiągnąć.